Część 2
Dzisiaj jednak był inny. Blask świec i tańczące po sali iskierki nie stanowiły zagrożenia, tylko towarzyszyły mi w tej wyjątkowej chwili.
Stałam na środku sali, z kieliszkiem szampana w dłoni, silniejsza niż kiedykolwiek. Niezniszczalna. Piękna. Ognista suknia opinała moje ciało niczym druga skóra. Czarne szpilki dodawały pewności siebie, a wysoko upięte włosy sprawiały, że niemal unosiłam się nad ziemią. Trudno było mi uwierzyć, że naprawdę tu jestem – w tej chwili, w tym miejscu, otoczona przez tych wszystkich ludzi.
Widziałam ich reakcje, gdy oglądali moje prace. Niektórzy wydawali się zawstydzeni, innym oczy ciemniały od pożądania. Wszyscy patrzyli na mnie z podziwem, a ja wiedziałam, że to, co stworzyłam, było czymś więcej niż tylko malarstwem. Ta magia wywoływała w każdym z nich potężne emocje.
Nagle poczułam coś dziwnego – jakby powietrze wokół mnie zadrżało. Jakby coś w galerii się zmieniło, choć nie potrafiłam tego wyjaśnić. Serce zaczęło bić mi szybciej, a oddech stał się płytszy. Rozglądałam się w panice, próbując znaleźć źródło tego wrażenia. Moje oczy przeszukiwały przestrzeń, jakby mogły namierzyć to, co wywołało ruch powietrza.
I wtedy go zobaczyłam.
Colton. Imię, które na sam dźwięk budziło respekt i elektryzowało wyobraźnię. Alfa najpotężniejszego stada w stanie, człowiek, o którym mówiono z trwogą i fascynacją. Był ucieleśnieniem surowej, nieposkromionej siły. Moc pulsowała w każdym jego ruchu i przypominała o pradawnych instynktach, które nie znały granic.
Długie, ciemne włosy opadały na ramiona w idealnym nieładzie, jakby natura sama postanowiła podkreślić jego niepokorną aurę. Dwudniowy zarost na wyrazistej szczęce dodawał mu męskości, tak intensywnej, że niemal czułam jej obecność na skórze. Zdawało się, że bursztynowymi oczami, którymi świdrował otoczenie, widzi więcej, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Były hipnotyzujące, pełne tajemnicy. W jednej chwili coś się w nich zmieniło – przybrały głęboki, niemal czarny odcień, jak węgle rozpalone żarem pożądania, gdy tylko mnie zauważył.
Przez chwilę stał w miejscu napięty jak struna, a każdy mięsień na jego ciele zdawał się być wyrzeźbiony z precyzją artysty. Koszulka opinała jego sylwetkę, podkreślając szerokie barki, mocną klatkę piersiową i brzuch zarysowany twardymi liniami mięśni. Ruszył w moim kierunku, powoli, z gracją drapieżnika, a jego obecność zdominowała przestrzeń, przyćmiewając wszystko wokół.
Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, a jednocześnie jego bliskość mnie przytłaczała. Pragnęłam go dotknąć, poznać jego ciało każdym zmysłem, otulić własnym ogniem. Serce tłukło się w piersi jak oszalałe, aż zaczęło brakować mi oddechu.
Znałam go jedynie z gazet – fotografie przedstawiały go jako bohatera skandali, charyzmatycznego inwestora i mężczyznę, który zawsze dostawał to, czego chciał. Teraz, gdy pojawił się przede mną, wszystkie te historie wydawały się bezbarwne i niewystarczające. Colton był czymś więcej – uosobieniem niebezpieczeństwa i pokusy, której nikt nie mógł się oprzeć.
Ja nie mogłam się oprzeć.
Gdzieś w oddali słyszałam głosy nawołujące moje imię, ale z każdym jego krokiem one cichły. Znieruchomiałam, czując, jak w moim wnętrzu nieświadomie roznieca się ogień pożądania.
Co się ze mną działo? Przecież to wilkołak. Owszem, imponował, jednak nie rozumiałam, dlaczego moje ciało reagowało na niego w ten sposób. To było niepokojące, ale zarazem bardzo mnie fascynowało. A on? On patrzył na mnie tak, jakby już wiedział, że to, co się wydarzy, zmieni wszystko.
I wtedy, jakby znikąd, wybuchł chaos.
Do galerii wpadły wilki, niszcząc wszystko, co stanęło im na drodze. Krzyki, dźwięk rozbitego szkła, zniszczone dekoracje, a nawet niektóre z moich obrazów. W powietrzu czuć było zapach strachu. Goście rozpierzchli się w popłochu. Jedni wznosili magiczne tarcze i chronili się przed odłamkami. Inni po prostu uciekali, próbując znaleźć schronienie.
Jednak ja nie mogłam się ruszyć. Nie potrafiłam oderwać wzroku od Coltona. Od jego spojrzenia, jego energii. Wszystko inne stało się nieistotne, bo czułam, że to on jest częścią tego, co miało się wydarzyć.
I wtedy zrozumiałam, że to nie jest przypadek. To musiała być sprawka Bogini Księżyca! Ten mężczyzna przyciągał mnie jak magnes – niebezpiecznie seksowny, rozpalający w moim ciele ogień. Należał do mnie.
W mojej głowie zapanowała zaskakująca cisza, jakby ktoś nagle wyłączył dźwięk. Słyszałam jedynie jego oddech i bijące serce. Choć Vivienne ciągnęła mnie za rękę, nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Patrzyłam tylko na Coltona. Na te oczy, na tę dzikość, która emanowała z władczego ciała. Był piękny i jednocześnie śmiertelnie niebezpieczny. Rozum krzyczał, żeby uciekać, bronić się, ale ja nie potrafiłam zignorować tego, co czułam.
– Ty! – warknął, a jego głos przeszył mnie jak błyskawica.
W jednej chwili znalazł się tuż przede mną. Choć wydawało się to niemożliwe, serce przyspieszyło mi jeszcze bardziej, wyrywając się z piersi. Nie pojmowałam, co się dzieje. Próbowałam się otrząsnąć. Napięłam mięśnie, zmusiłam ciało do reakcji. Przeszyłam go zimnym, nieustępliwym spojrzeniem.
– Czego chcesz? – zasyczałam, unosząc wysoko podbródek. – Nie spodziewałam się zwierząt na tak pięknej wystawie.
Colton spojrzał mi prosto w twarz. Momentalnie jego zapach i dzika uroda przeniknęły moje zmysły. Zmrużyłam oczy, próbując ukryć mieszankę strachu i pożądania, które narastały we mnie z każdą sekundą.
– Może interesuje mnie erotyka spod pędzla tak pięknej artystki? – dodał z drwiną, unosząc kącik ust.
W jednej chwili poczułam, jak mimo ognia, który płonął od środka, w moich żyłach nagle zamarza krew. Skąd on wiedział, że to moje prace?
– Nie sądzę, abyś potrafił rozpoznać prawdziwą sztukę – prychnęłam. – Przyznaj, to twoje lewe interesy przywiodły cię do galerii. W innym wypadku nie zauważyłbyś jej nawet wtedy, gdybyś potknął się o kamień pod jej drzwiami.
Po mieście krążyły plotki, że właściciel galerii zaciągnął potężny dług u alfy i nie był w stanie go spłacić. Dało się przewidzieć, że stado wilkołaków w końcu upomni się o swoje.
Ale coś tu nie pasowało. Po co im to wszystko? Dlaczego wybrali właśnie ten dzień i zrujnowali to, na co tak długo pracowałam? I do cholery, dlaczego on mnie wąchał?
W tym momencie zza moich pleców wyłonił się beta wilkołaka. Stanął tuż obok, zbliżył się, a potem zaciągnął się moim zapachem. Jego twarz momentalnie wykrzywiła konsternacja.
– Czarownica?! Jak to możliwe? – wyszeptał, nie zwracając na mnie uwagi.
– Zamilcz – warknął Colton, odsłaniając zęby.
Beta cofnął się natychmiast i skłonił głowę z szacunkiem, ale ja wciąż czułam, jakbym właśnie dostała w twarz. Co go tak zaskoczyło? Mój zapach? W końcu na moim wernisażu gościli przedstawiciele różnych nadprzyrodzonych ras: wampiry, czarownice, a nawet wilkołaki.
– Nie rozumiem – wydusiłam z siebie, próbując opanować zdumienie. – Czy on naprawdę uważa, że czarownica nie może być artystką?
Spojrzałam na Coltona z rosnącym gniewem.
– Nie wiesz? – zapytał zaskoczony, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
W mojej głowie zaczęły rodzić się pytania, a w sercu narastał niepokój. Stanęłam twarzą w twarz z wilkołakiem, który – z jakiegoś powodu – miał problem z tym, że byłam czarownicą?
– Nie rozumiem – wyszeptałam. Pochyliłam głowę, jakbym usilnie próbowała odsunąć odpowiedź pojawiającą się w moich myślach. – To niemożliwe! – wyrzuciłam z siebie.
Po chwili odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę wyjścia. Czułam, jak serce wali mi w piersi jak oszalałe. Myśli galopowały w mojej głowie z prędkością światła. Byliśmy z różnych światów. To absurdalne, zakazane połączenie. Czy to jakiś żart bogów? Naczytali się tragicznej historii Romea i Julii? To nie mogło się dziać naprawdę!
Właśnie wtedy poczułam silny uścisk. Ktoś złapał mnie za ramię. Gdy się odwróciłam, ponownie przed sobą zobaczyłam Coltona. Jego twarz znajdowała się blisko mojej, a oczy, teraz w kolorze bursztynu, przenikały mnie na wskroś. Jego dłonie poruszały się z pewnością, a spojrzenie miało w sobie coś hipnotyzującego.
– Czy też to czujesz, prawda? Nie rozumiem… Bogini Księżyca musiała się pomylić – powiedział cicho, ale te słowa zabrzmiały jak wyrok.
To, co się działo, przeczyło wszelkiej logice.
Nagle poczułam, jak moje serce zaczyna bić w tym samym rytmie co jego, jakby niewidzialna siła zsynchronizowała nasze istoty w jednym, nieodwracalnym momencie. W piersi rozlało mi się ciepło, które nie należało wyłącznie do mnie – pulsowało echem jego emocji i pragnień. Nasze dusze zetknęły się niczym splątane nici przeznaczenia, stapiając się w jedność, której nie dało się rozerwać.
Przerażona wyrwałam rękę z jego uścisku i nie oglądając się za siebie, uciekłam.
Książka już w sklepie.